poniedziałek, 23 maja 2011

Lekcje z życia wolnego od samochodu

"Cywilizowany człowiek wymyślił pojazd, ale przestał używać swoich stóp." ~Ralph Waldo Emerson

Minionego lata moja rodzina (żona, ja, szóstka dzieci) w końcu wyrzekliśmy się auta. To było wyzwoleńcze i przerażające doświadczenie.

Byliśmy zależni od naszego automobilu przez tak wiele lat, że zrezygnowanie z niego było niedorzeczne. Jeśli posiadasz samochód, prawdopodobnie i dla Ciebie jest to nie do pomyślenia.

Jeździliśmy wszędzie: do i ze szkoły, do pracy i spowrotem, na lekcje muzyki i recitale, na treningi piłki nożnej i całodniowe rozgrywki na boisku piłkarskim, na wydarzenia rodzinne (całkiem liczne), do sklepu spożywczego, pasażu, kina, księgarni, salonu piękności (nie dla mnie - jestem łysy...yhm, ogolony), zapłacić rachunki i bieżące sprawunki, na plażę i do parku. W jakimkolwiek celu.

Jak mogliśmy się pozbyć naszego samochodu?

Życie z ograniczonym użytkowaniem auta

Przez ostatnie kilka lat powoli "odstawialiśmy się" od samochodu (w naszym wypadku był to van). Przeszliśmy na mocno ograniczone użytkowanie auta stopniowo i jeśli zastanawiasz się nad rezultatem, to poleciłbym to większości rodzin.

Najpierw sprzedaliśmy drugi samochód i nauczylismy się, jak działać z jednym. W pewnym momencie moja żona zrezygnowała z pracy i zaczęła uczyć dzieci w domu, co było wspaniałe, ponieważ miały obecność mamy przez cały czas - większość dzieci tego nie ma. Później ja mogłem sobie pozwolić na zrezygnowanie z regularnej pracy i pracowałem w domu, redukując tym samym sporo z naszych samochodowych wycieczek. Wtedy przenieślismy się bliżej miasta, dzięki czemu mogliśmy więcej spacerować i jeździć na rowerze - wszystko było w zasięgu możliwym do przejścia na piechotę, włączając sklep spożywczy, salon piękności, pocztę, plażę, kino, restauracje, bary kawowe i inne. Tylko rodzina i piłka nożna były dalej. Używaliśmy auta naprawdę w niewielkim stopniu.

W końcu przeprowadziliśmy się do San Francisco, gdzie znakomita komunikacja miejska była potężną fabryką. Rozstaliśmy się z naszym samochodem! Zauważ: kiedy sporo innych miast/miasteczek jest nieprzyjaznych dla przejazdu samochodów, mnóstwo ludzi uwolniło się w nich od aut - spacerują, jeżdżą na rowerach, dzielą się samochodami, kiedy mają wolne miejsce (ang. car-sharing). Wszystkie te opcje są dobre.

Nasze życie bez samochodu.

Sprzedalismy vana (tak!) i, tutaj - w San Francisco, nie kupiliśmy żadnego pojazdu. Parę razy wynajęliśmy lub pożyczyliśmy samochód i to naprawdę przypomina mi, jak bardzo jesteśmy szczęśliwi bez niego. To przecież kłopot - prowadzenie samochodu, znalezienie miejsca do zaparkowania, wykupienie biletu parkingowego (co czyniłem), odzyskanie odholowanego auta (tak, zdarzyło mi się, i tak - to była moja głupota), próba znalezienia miejsca, kiedy prowadzisz, opłata za przejazd, opłada za parking, tkwienie w korkach w godzinach szczytu... i tak dalej.

Jeździmy autobusami, pociągami i chodzimy na piechotę. Wkrótce będziemy mieć rowery, ale zdecydowaliśmy się robić jeden krok na raz. Dużo spacerujemy! Celowo wybraliśmy mieszkanie, gdzie od przystanku kolejowego i linii autobusowych dzieli nas blok, tak że są w bliskim zasięgu od naszych drzwi frontowych. Możemy łatwo dostać się gdziekolwiek w tym mieście.

Często włóczę się bez celu, tak po prostu, żeby zwiedzić miasto. Zabrałem Evę i dzieciaki na spacer, pokazać im nowe miejsca, których nigdy nie zobaczylibyśmy z samochodu. To najlepsza droga do odkrywania przyjemności nowego terenu - auta izolują Cię i przeganiają przez najlepsze odcinki.

W autobusach często jadą bardzo dziwni ludzie, którzy coś krzyczą, cuchną albo są zabawnie odziani. Kocham to. Czegoś takiego moje dzieci nie doświadczyły nigdy wcześniej,a teraz uczą się przez bliski kontakt. Nigdy nie były w niebezpieczeństwie, ale teraz widzą znacznie więcej świata, niż będąc zamkniętymi w aucie. W zatłoczonym autobusie przebywają ramię w ramię z ludzkością, rozmawiają z sąsiadami, uśmiechają się do ludzi i wywołują uśmiech na ich twarzach.

Jesteśmy zdrowsi, niz kiedykolwiek. Chodzenie jest zadziwiające. Nie kosztuje, do tego dostajesz świeże powietrze, widzisz przyrodę, widzisz sklepy, restauracje, domy i rośliny, których nigdy nie zobaczyłbyś z auta. Nabierasz formy. Mój 4,5-letni maluch może przejść kilometry i przy tym śpiewa. Wbiega na pagórki. Zgoda, czasami noszę ją na ramionach, kiedy się zmęczy, ale to dla mnie niezłe ćwiczenie. Jesteśmy też bezpieczniejsi, niz kiedykolwiek - autobusy są najpewniejszym sposobem podróżowania po amerykańskich drogach.

Spędzamy mniej czasu na przemieszczaniu się. Samochody są skrajnie drogie - nie tylko opłaty same w sobie za auto, ale paliwo, wymiana oleju, ubezpieczenie, rejestracja, koszty parkowania, bilety, nieuniknione naprawy, opłata za całonocny postój (garaże nie są darmowe), mycie, koszty ochrony zdrowia (są niezdrowe). Gdy masz tak wiele wydatków, musisz pracować więcej, żeby móc za nie zapłacić. Zrezygnowanie z nich oznacza mniej pracy, a to cudowna rzecz dla mnie i mojej rodziny.

Muszę wyrazić wielkie uznanie dla mojej żony Evy za bycie tak dobrą w czasie naszego eksperymentu z pozbyciem się auta. Wielu współmałżonków narzekałoby - Eva przyjęła tę podróż i cieszyła się nią. Moje dzieci również były wspaniałe - zamiast marudzenia, bawiły się ze mną, grały, spiewały, poznawały, ścigały się. To wyśmienita podróż dla rodziny i cieszę się, że weszliśmy na ten pokład.

Ograniczenia są właściwie naszą siłą

Ludzie zastanawiają się nad rezygnacją ze swoich samochodów i natychmiast myślą o powodach, dla których nie mogą - o ograniczeniach. Ale dotarło do mnie, że w rzeczywistości są to mocne strony. Rozważ to.

  • Zabiera więcej czasu. Tak, czasami dotarcie do jakiegoś miejsca trwa dłużej - może 20 minut zamiast 10-15, czy 45 minut zamiast 25-30. To jest w porządku, ponieważ samochody (chociaż szybsze) są bardziej stresogenne. Prowadzenie w korku jest stresujące. Docieramy do miejsc wolniej, ale mamy przy tym mniej stresu i więcej zabawy. Lubię żyć wolniej.
  • Pogoda. Czasami pogoda nie zachwyca - ale naprawdę, czerpię radość z bycia przemokniętym na deszczu. Moim maluchom też nie robi to różnicy - uwielbiają stąpać po błotnych kałużach. Jesteśmy tak przyzwyczajeni do przebywania w naszych pudełkach ze szkła i metalu, że zapominamy, jaki deszcz jest cudowny. Kiedy pogoda dopisuje, samochody oddzielają Cię od tego. Nie masz okazji poczuć słońca na ramionach, wiatru na twarzy, świeżego zapachu lukrecji, kiedy mijasz uprawy roślin, zobaczyć wiewiórek przebiegających obok, czy kaczek, które drwią z Ciebie swoim kwakaniem.
  • Wygoda. Pewnie, autobusy moga być niewygodne - czasami się spóźniają, a Ty czekasz i też jesteś spóźniony. Ale pomyśl o niedogodnościach samochodów, o których często zapominamy: parkowanie, tkwienie w korkach, odcięcie od innych ludzi, opłaty za przejazd, opłaty za parking, bilety parkingowe, mandaty, wypadki samochodowe na autostradach, naprawy, wymiana oleju, zatrzymywanie się, żeby zatankować, ubezpieczenie, mycie auta, niebezpieczeństwa wypadków drogowych (kraksy samochodowe są czołowym zabójcą amerykańskich dzieci), problemy zdrowotne Twoich dzieci z tego powodu, skręcenie w złą stronę i próby dostania się na właściwą drogę, wydatki na samochód i konieczność pracy, żeby je pokryć - wymieniając tylko kilka.
  • Sklep spożywczy. Chodzimy do sklepu spożywczego - jest tylko blok dalej. Nie możemy udźwignąć tyle, ile samochodem, dlatego robimy częstsze wyprawy. To nie wada, to zaleta. To oznacza, że więcej chodzimy. Właściwie, droga do sklepu jest pod górę, zatem wbiegam. Mnóstwo w tym zabawy i wspaniałej gimnastyki.
  • Załatwianie spraw, które nie są blisko. Łatwiej jest wsiąść do auta i gdzieś pojechać, kiedy chodzenie i przejazdy tranzytowe zabierają czas i wymagają planowania. Zatem tak - jesteś trochę bardziej ograniczony. Kiedy już to zaakceptujesz, nie sądzę, żeby było aż tak złe. Jest prostsze i mniej stresujące. Oznacza to, że jeździsz w oddalone miejsca, jeśli są ważne. A to oznacza, że dla zabawy poznajesz drogi blisko Twojego domu. Samochody zachęcają, żebyśmy robili więcej wycieczek, co powoduje większe zanieczyszczenie, sprawia, że jesteśmy bardziej zajęci, zużywamy więcej czasu, pieniędzy i naturalnych zasobów. Zwolnienie i urządzanie mniejszej ilości wypadów jest lepsze dla nas, naszego zdrowia i naszego środowiska.

"Życie jest za krótkie na korki." ~Dan Bellack

niedziela, 8 maja 2011

Najprostszy lek na bezsenność

Od lat cierpiałem na łagodne do średnich ataków bezsenności, często będąc aktywnym do późna, oglądając kiepskie programy w TV i jedząc, ponieważ nie mogłem zasnąć, bez względu na to jak bardzo byłem zmęczony.

To jest straszne. W dzień czujesz się jak zombie, niemożliwe jest prawidłowe funkcjonowanie. Desperacko starasz się zasnąć, ale nic nie działa. Pigułki nasenne powodują, że budzisz się z uczuciem wyczerpania.

Mój pierwszy najprostszy lek to było bieganie. Próbowałem wstawać 15 minut wcześniej każdego dnia, żeby pobiegać i bieganie powodowało duże zmęczenie, ale wciąż miałem cały dzień przed sobą. Zanim zapadła noc byłem tak wyczerpany, że zasypiałem natychmiast. Ciężkie ćwiczenia to dobre rozwiązanie problemu bezsenności.

Ostatnio zdarzył mi się kolejny łagodny przypadek bezsenności i ponownie odkryłem sztuczkę, której się nauczyłem kilka lat temu. Jest to tak proste, że wydawałoby się, że nie może działać, ale bez wypadku działa.

Najprostszy lek na bezsenność: przyjmij wygodną pozycję, zamknij oczy i odtwórz w głowie miniony dzień, w każdym możliwym szczególe od momentu, w którym się obudziłeś. Zacznij od momentu otwarcia oczu i odtwórz każdy ruch – wstawanie z łóżka, włączanie ekspresu do kawy, pójście do łazienki, umycie rąk lub robienie jakiejkolwiek innej czynności. Nie dodawaj – nie pomijaj niczego.

To działa. Nie zdarzyło mi się nigdy dojść w wyobraźni do południa. Nieuniknienie zasypiałem. To jest znacznie lepsze od liczenia owiec (próbowałem) i nawet lepsze od medytacji (też to robiłem). Spróbuj tego i kiedy zadziała, wychwalaj mnie w swoich snach.